Jak wyciągnąć polskich hodowców trzody z dołka ?
Tomasz Kodłubański
Sytuacja polskich hodowców trzody chlewnej jest dzisiaj tragiczna. Jeszcze nigdy tzw. ‘dołek cenowy’ w skupie tuczników nie był tak głęboki i długotrwały. Powszechna jest na polskiej wsi praktyka całkowitego wycofywania się z hodowli lub znacznego okrojenia stada, tak by przetrwać trudny okres. Wielu rolników pozostawia jedynie kilkanaście lub co najwyżej kilkadziesiąt tuczników ‘wygaszając’ powoli hodowlę i przechodzi do produkcji mleka lub porzuca całkowicie hodowlę na rzecz innej działalności rolnej.
Przykład Dariusza Frańczaka ze wsi Skórka w gminie Parzęczew w pełni potwierdza ten smutny stan z jakim dzisiaj mierzą się nasi hodowcy.
Gospodarujący na ponad 30 ha ziemi klasy V i VI Dariusz Frańczak, który utrzymuje stado zarodowe i nie ma możliwości przejścia na produkcję mleka.
– Do tej pory moja hodowla funkcjonowała nie najgorzej biorąc pod uwagę czasowe wahania cen w skupie oraz następujące po sobie zmiany w kosztach zakupu nawozów, koncentratów czy środków ochrony roślin – opowiada Frańczak. Niestety trwający dzisiaj dołek cenowy jest dla mojego gospodarstwa zabójczy. Polscy hodowcy męczą się w pracy, która nie ma przyszłości, a tymczasem do Polski sprowadza się tysiące sztuk prosiąt i płaci się dostawcom zagranicznym znacznie wyższe ceny niż naszym. Poza tym jakość sprowadzanego surowca jest kiepska.
Frańczak prowadzi swoją hodowlę zarodową od ponad 20 lat.
– Trzymam jeszcze 11 macior, z których przychówek to około 22 młode od sztuki rocznie. W związku z tym nie muszę kupować prosiąt. Z drugiej strony gleby na których gospodaruje są tak słabe, że jedynie można uprawiać żyto i owies. W tym roku jednak susza była tak mocna i długotrwała, że prawie nie było plonów.
Hodowca ma też inny problem.
– Nie mogę wziąć dopłaty tzw. suszowej, która u nas występuje w kwocie 164 zł do hektara ziemi, tak jak inni np. hodowcy krów mlecznych w mojej wsi ponieważ mam zbyt liczne stado mam podobno zbyt wysokie dochody. Jestem zwyczajnie poszkodowany w stosunku do innych hodowców z mojej wsi na skutek nieżyciowych przepisów.
Frańczak zastanawia się nad zrezygnowaniem z hodowli.
– Hodowla trzody w naszych warunkach nie ma sensu. Po pierwsze kompletnie się nie opłaca, a po drugie przepisy krępują hodowcę – producenta na każdym kroku. Moje dzieci patrzą na tą moją nieopłacalną hodowlę i pytają – tato po co ty to robisz? Najgorsze, że nie wiem co mam im odpowiedzieć – mówi załamany hodowca.
Obydwaj hodowcy zgodnie twierdzą, że niezbędny jest skuteczny program odbudowy pogłowia polskiej hodowli trzody chlewnej jeśli chcemy by za kilka lub kilkanaście lat Polskie świnie całkowicie nie zniknęły z naszych wsi.
– Na pewno pomocne dla hodowców trzody byłoby doprowadzenie do pewnej stabilizacji dochodów hodowców trzody – mówi Dariusz Frańczak. Wiem, że rząd planuje utworzenie takiego funduszu, który mógłby uspokoić sytuację na rynku jednak ‘diabeł tkwi w szczegółach’ i póki co nie znamy dokładnie tego planu.
– Dobrym pomysłem byłoby wprowadzenie funduszu ubezpieczeń wzajemnych w zakresie rekompensat za straty w produkcji rolnej, w tym w chowie trzody chlewnej – radzi Tomasz Olczak. Takie próby jak z dofinansowaniem odchowu prosiąt nie na wiele się zdadzą gdyż dzisiaj stado kilkudziesięciu macior nie tylko nie zapewni hodowcy odpowiedniego zysku, a wręcz może stać cię kulą u nogi hodowcy.
W opinii Frańczaka, właściwy rozwiązaniem byłoby także wliczanie w koszty inwestycji kupna zwierząt hodowlanych.
– Można powiększać gospodarstwo poprzez budowanie nowych tuczarni czy odchowalni, jednak hodowca musi wstawić do budynków odpowiedniej jakości i zdrowia prosięta, co wcale nie jest tanie.
– Hodowcy trzody, którzy obserwują na jakich zasadach funkcjonują dopłaty do produkcji zwierzęcej mogą czuć się mocno niedoceniani. Nasi sąsiedzi produkujący mleko czy mięso wołowe mają takie wsparcie w dopłatach w przeciwieństwie do nas – żali się Olczak.
Hodowca z Ignacewa dostrzega też potrzebę dofinansowania ziemi, na której stosuje odpady zwierzęce ze swojej hodowli.
– Ja stosuję gnojowicę na moich polach i myślę, że hodowla trzody jak żadna inna jest prawnie i organizacyjnie połączona z ziemią uprawianą przez hodowcę. Co także ważne gnojowica jest znacznie zdrowszym i bardziej ekologicznym nawozem od firmowych przenikniętych chemią produktów.
Jak widać hodowcy mają wiele pomysłów jak uzdrowić ‘więdnącą’ hodowlę trzody w Polsce – oby tylko rządzący chcieli z nich skorzystać.
na zdjęciach Dariusz Frańczak i jego stado