
Nikt nie pomaga mniejszym sadownikom
Rejon Złotnik Kujawskich to nie tylko zagłębie typowo rolnicze z dobrze rozwiniętymi uprawami zbóż, rzepaku czy warzyw, ale również region ożywionej produkcji i sprzedaży jabłek. Sadownicy z takich wsi jak Lisewo Kościelne czy Rucewko, z powodzeniem uprawiają różnorodne odmiany jabłoni, śliw oraz grusz.
Marcin Dąbrowski z Lisewa Kościelnego od kilku lat zajmuje się produkcją jabłek przemysłowych. Jak sam twierdzi uprawa jabłoni oraz prowadzenie sadu o powierzchni nie przekraczającej 10 ha, to jego przeznaczenie jednak ciągłe wahania i spadki cen owoców na rynku powodują, iż zaczął się zastanawiać nad sensem utrzymania produkcji jabłek na przetwórstwo.
– Praca sadownika staje się czysto charytatywna, a często nawet dopłaca się do niej – twierdzi sadownik. Jak określić cenę jaką płacą przetwórnie – 20-22 gr./kg. Taka cena powoduje, że mniejsi sadownicy sprzedają sady lub po prostu karczują je. Ja niedawno wykarczowałem kilkuhektarowy sad czereśniowy bo plon i jakość owoców nie była dobra i nie wiem czy nie zrobię tego samego z drzewami jabłoni.
Zdaniem Dąbrowskiego producenci jabłek przemysłowych nie mają takich możliwości sprzedaży jak producenci jabłek konsumpcyjnych.
– Jeżeli średnia cena tzw. przemysłu jest bardzo niska to tacy producenci jak ja mają bardzo ograniczone możliwości selekcjonowania jabłek według klasy czy odmiany i nie daje się na tym lepiej zarobić – dodaje Dąbrowski. Poza tym przetwórnie mają bardzo dużo towaru, co powoduje, że przeważnie sprzedaje ten, który pierwszy dotrze do przetwórni z towarem.
Sadownik nie widzi również dobrych stron bycia członkiem grupy sadowniczej.
– Moim zdaniem mniejsi sadownicy nie mają wiele do powiedzenia w takiej grupie – twierdzi. Decydują ci, którzy posiadają duży areał, a uprawiający parę hektarów sadu dostają rzeczywiście bardzo niską cenę za jabłka.
Innym poważnym problemem przed, którym stoją nasi producenci owoców jest brak chętnych do pracy.
– Kompletnie nie opłaca się wynajęcie ludzi do pracy, szczególnie miejscowych. Zresztą nawet Ukraińcy, których jest naprawdę dużo w Polsce już zaczynają wybrzydzać jeśli chodzi o stawki. Oni dobrze wiedzą, że nasi sadownicy i rolnicy nie mogą nikogo chętnego do pracy w sadzie znaleźć. Mogę powiedzieć, że nie można znaleźć chętnych do zrywania jabłek już nawet za 10 zł/godz. Taka sytuacja utrudnia dodatkowo i tak już nieopłacalną produkcję i sprzedaż jabłek.
Sadownik ma swoje zdanie także na temat ostatnich strajków jakie sadownicy urządzili w stolicy.
– Ten strajk nic nie zmieni podobnie jak inne urządzane do tej pory – mówi sadownik. Zwłaszcza dla takich mniejszych producentów jabłek jak ja. Ten strajk nie polepszy w żaden sposób mojej sytuacji na rynku tym bardziej, że wszystko zdaje się sprzysięgło się przeciw Polskiemu sadownikowi – embargo rosyjskie, dobry urodzaj na zachodzie i w kraju i do tego jeszcze bardzo niskie ceny jakie przetwórnie oferują producentom za towar.
Dąbrowski uważa, że nasze sadownictwo jest ciągle za bardzo rozdrobnione i nie ma nikogo kto uporządkowałby rynek.
– Nasi sadownicy, pomimo istnienia wielu grup producenckich, są bardzo podzieleni i rozdrobnieni, co powoduje, że wszelkie negocjacje z przetwórcami czy tymi, którzy stanowią prawo w Polsce nie przynoszą żadnego realnego efektu – konkluduje sadownik.
Autor: Tomasz Kodłubański