
Postawił na Polskie prosięta
Produkcja tuczników w Polsce opiera się w zakresie stada podstawowego na rasach polskiej białej zwisłouchej, wielkiej białej polskiej oraz na rasach lokalnych: złotnickiej białej, złotnickiej pstrej i puławskiej.
Autor: Tomasz Kodłubański
– Rasy te mają mniejszy udział mięsa w tuszy, dlatego obecnie w tuczu intensywnym świnie przeznaczane na rzeź są zazwyczaj pierwszym pokoleniem mieszańcowym linii matecznej i ojcowskiej – mówi hodowca trzody Karol Goliński.
Tylko dla takich mieszańców uzyskuje się tuczniki o odpowiedniej jakości (mięsności) przy stosunkowo niskich kosztach produkcji. Jakie więc prosięta wybrać?
Rekomendując materiał na produkcję tuczników należy w pierwszym rzędzie wymienić polską białą zwisłouchą i wielką białą polską. Są to nasze rasy krajowe, świetnie przystosowane do rodzimych warunków środowiskowych i żywieniowych.
– Hodowcy wykładają spore środki z przeznaczeniem na marketing związany z podażą komercyjnych komponentów, najczęściej ras lub linii hybrydowych jak: DanBred, Choise Genetics, Hypor czy PIC. Są to przeważnie warchlaki zagraniczne, m.in. z Danii, Holandii i Anglii, o bardzo dobrych parametrach użytkowych, które są często hodowane w innych warunkach środowiskowych niż panujące u nas w kraju. Dlatego często już podczas transportu do Polski, do hodowli docelowej ujawniają się różne schorzenia tych importowanych warchlaków.
Zdaniem Golińskiego importowane sztuki mogą doprowadzić do sporych upadków w stadzie.
– Wiadomo, że na przykład z samej Danii codziennie rozwozi się do różnych krajów europejskich, w tym do Polski kilkadziesiąt tysięcy żywych świń i spory odsetek z nich może być nosicielami – gronkowca złocistego opornego na metycylinę. Gdy takie sztuki trafią do polskiej tuczarni bardzo trudno jest je wyleczyć. Upadki mogą iść w setki, a to dla hodowców są wielkie straty finansowe.
W związku z takim zagrożeniem hodowca postawił na Polskie prosięta.
– W stadzie mam prawie 300 sztuk tucznika. Całe stado pochodzi z naszej produkcji. Zalet tego stanu rzeczy jest kilka. Przede wszystkim mam pewność, że prosiaki są zdrowe i nie zarażą innych w stadzie. Po drugie, wychowują się w naszym klimacie i w warunkach zbliżonych do takich jakie mają w mojej chlewni. Po trzecie, pomoc weterynaryjna jest właściwie na miejscu i znane mi są antybiotyki, którymi można je leczyć. Wreszcie, co także istotne, jakością mięsa i przyrostami nie odbiegają od duńskich czy holenderskich. Nigdy nie zamienił bym naszych świń na zagraniczne – przekonuje Goliński.