Produkcja wiśni coraz trudniejsza w Polsce
Autor: Tomasz Kodłubański
Uprawa drzew wiśniowych, która jeszcze kilka lat temu była wiodąca obok uprawy jabłoni w Polsce, z wolna zamiera. Przyczynia się do tego słaba opłacalność produkcji, a także coraz mniejsza dbałość sadowników o właściwe nawożenie i zabiegi opryskowe, szczególnie w okresie jesiennym.
– Z roku na rok sadownicy zmniejszają areał upraw drzew wiśniowych w naszym regionie – przyznaje Janusz Sut, sadownik z miejscowości Borki w woj. łódzkim. Widać to wyraźnie jadąc drogą z Głowna w kierunku na Dmosin, przy której znajduje się sporo sadów wiśniowych. Duża część drzewek jest w złym stanie, a nie przycinane gałęzie oraz brak prac ogrodniczych powodują, że sady wyglądają na zaniedbane.
Janusz Sut zajmuje się sadownictwem od ponad 10 lat. Należy do grupy sadowników działającej w gminach Głowno i Dmosin „Elita” produkującej jabłka, gruszki, śliwy i wiśnie.
– Wiśnie uprawiam na areale 2,5 ha ziemi, reszta to jabłonie. Preferuję dwie odmiany wiśni: Groniasta i Łutówka. Ponad 80% powierzchni sadu wiśniowego zajmuje odmiana Łutówka najbardziej popularna wśród polskich sadowników. Plony obydwu odmian w tym sezonie, w sadach naszej grupy sadowniczej oraz w sadach innych rolników z okolic Głowna, Strykowa i Dmosina, będą mniejsze od 40 do 60% w porównaniu do roku 2014. Celowo cofam się o dwa lata, ponieważ rok ubiegły przyniósł rekordowo niskie i słabej jakości plony wiśni ze względu na bardzo dużą suszę – porównuje sadownik.
– W zeszłym roku lepiej wypadł plon Łutówki, która dojrzewa wcześniej niż odmiana Groniasta. Odmiany wcześniejsze zostały mocniej dotknięte przez nagłe przymrozki, szczególnie te z początku maja. To wówczas temperatura spadła do kilku stopni poniżej zera, co spowodowało zmrożenie rozwijających się pąków wiśni. Jak do tej pory uniknęliśmy jedynie gradobicia, które zniszczyło w moim sadzie rok temu około 10% owoców wiśni – mówi J. Sut.
Zdaniem sadownika do słabszych plonów wiśni w tym roku przyczyniły się także choroby atakujące drzewka oraz znacznie rzadsze obloty pszczół w sadach.
– W dobrym roku z hektara można zebrać około 20 ton wiśni. W zeszłym sezonie nie zebraliśmy więcej niż od 6 do 10 ton owoców z hektara sadu. Jeśli sadownik nie zadba w należyty sposób o drzewka wiśniowe to sady atakują choroby takie jak: gorzka plamistość wiśni, drobna plamistość drzew pestkowych czy rak bakteryjny drzew owocowych.
Przykre doświadczenia z poprzedniego sezonu skłoniły sadownika do szczególnego zabezpieczenia drzew wiśniowych w bieżącym roku.
– Zabezpieczam i wykonam następne zabiegi na drzewkach wiśniowych zgodnie z programem ochrony roślin preparatami które chronią wiśnie przed parchem oraz gorzką zgnilizną. Oprócz tego dam 4 razy nawozy wapniowe, co zabezpieczy owoce przed nadmiernym pękaniem, a także siarczan magnezu oraz mocznik na wzmocnienie liści. W czasie rozwoju pąków kwiatowych, kwitnienia i po zawiązaniu owoców i wykształceniu liści zastosuję w optymalnej dawce na 1 ha 0,2 – 0,4 l preparat zawierający zawierający formę tytanu dostępną dla roślin w szerokim zakresie pH (od 4,0 do 8,0) – zarówno przy stosowaniu pozakorzeniowym, jak i doglebowym, który znakomicie wydłużył żywotność pyłku kwiatowego. Widać to wyraźnie na drzewkach, na których celowo w zeszłym roku zastosowałem ten środek. W porównaniu do drzew wiśniowych, które nie były pryskane Tytanitem miały znacznie więcej owoców, a ich jakość też była lepsza. Wczesną wiosną stosuję również nawozy potasowe, a następnie azotowe w dwóch dawkach na 5 tygodni przed kwitnieniem – tłumaczy J. Sut.
Przyczyną słabszego niż dwa czy trzy lata temu plonu była także wedłu sadownika z pewnością mniejsza liczba oblotów pszczół, które zapylają kwiaty na drzewkach. Sut zaobserwował to niekorzystne zjawisko gdyż coraz mniej pszczół łapie się na pułapki feromonowe rozwieszane w sadach.
– Czasami pszczoły giną masowo gdy napotkają „chmurę” oprysku nad sadem lecąc z ula do źródła pożytku. Zmniejszająca się gwałtownie ilość pszczół w sadach to bardzo niepokojące zjawisko. Grozi to nagłym spadkiem ilości i jakości owoców w sadach, a także w końcu zamieraniem sadów – konkluduje J. Sut.